Gdy ten tekst ukaże się waszym oczom my będziemy w drodze do Azji. Wahałem się chwilę czy prowadzić życiowy ekshibicjonizm i pisać to wszystko. Ostatecznie zagłuszyłem wszelkie wątpliwości stwierdzeniem, iż do tego wyjazdu skłoniły mnie między innymi takie formy dziennikarskie jak reportaże i felietony. Postaram się wrzucić kilka tekstów i zdjęć. Być może w ten sposób uda się zasiać w waszych głowach podobny pomysł. Oczywiście nie mam ambicji konkurować z Wojciechem Cejrowskim czy Andrzejem Stasiukiem. Tyle tytułem wstępu.

Jeżeli rodzice mówili Wam, że alkohol to zło – mieli rację. Jednak od każdej reguły są odstępstwa. W moim wypadku kufel piwa, poza zwiększeniem mikcji przyspiesza procesy myślowe. Nie oznacza to, że częstując mnie jednym lub dwoma szklaneczkami złotego płynu wyskoczę z pomysłem na rozwiązanie konfliktu na Bliskim Wschodzie albo znajdę szczepionkę na jakąś nieuleczalną chorobę. Po prostu więcej mówię. W tej sytuacji pochylony nad piwem, wypluwając słowa kreśliłem pomysł porzucenia względnej stabilności zawodowej oraz życiowej i ruszenia w bliżej nieokreślonym kierunku na jakiś czas, za jakiś czas. Ku mojemu zaskoczeniu żona stwierdziła, że to wykonalne. Co więcej, uznała iż to najlepszy czas na taki wypad. Po kilku godzinach alkohol zniknął z naszych organizmów, pomysł nie. Krótko mówiąc, w ciągu dwóch dni nabyliśmy bilety do Hong Kongu.

Gdy ostatecznie klamka zapadła i potwierdzenie kupna biletów dotarło na skrzynkę mailową w mojej głowie zaczęły wyświetlać się dziwne obrazy. Podczas wycieczki rowerowej w okolice Cork, rzeka Lee zmieniła się w brunatny potok o rwącym nurcie, a karłowate drzewa w roślinność tropikalną. Szczyt absurdu osiągnąłem w drodze powrotnej, gdy po zdobyciu wzniesienia postanowiłem odpocząć u progu bramy z widokiem na dolinę rzeki Lee. Wówczas zobaczyłem na wzgórzach tarasy ryżowe z malowniczą rzeką u ich stóp. Żeby to lepiej zobrazować, przyjrzycie się zdjęciom poniżej.

To co ukazało się moim oczom

Shubert Ciencia, BEa Rice Tarraces, cc, flickr.comŹródło: Shubert Ciencia, Bea Rice Tarraces, cc, flickr.com

To co powinienem był zobaczyć

IMG_7954

Mając już pod kontrolą owe fantasmagorie postanowiłem wyjść na ulicę Cork i dać się im ponieść. Spokojny ruch uliczny i lekko flegmatyczna dreptanina przechodniów zamieniały się w pozbawione zasad drogowych ulice azjatyckich miast (takie jakie można zobaczyć na youtube, gdzie pomimo chaosu i mnogości skuterów nie dochodzi do żadnego zderzenia). Twarze tubylców i nas emigrantów zmieniały się w twarze Azjatów. Niestety, niczym nie potrafiłem zastąpić słyszanego co chwilę fuck i kurwa, ponieważ nie znam brzmienia żadnego słowa w jakimkolwiek z języków Azji. Postaram się to nadrobić w trasie.

Chciałbym tu napisać o tysiącu wyrzeczeń, sprzedawaniu dobytku, bezlitosnych urzędnikach odmawiających wydania wizy i całej masie innych syzyfowych prac. Niestety ta podróż pozbawiona jest oznak heroizmu, oczywiście musieliśmy zrezygnować z kilku ważnych dla nas rzeczy. Jednak nie robimy nic szczególnego ani szalonego. Pod warunkiem, że na wasz dom nie spadnie odłamek meteorytu, koreańscy hakerzy nie wyczyszczą wam kont bankowych lub nie zostaniecie dożywotnio pozbawieni wolności możecie zrobić to co my. Gorąco zachęcamy!

Aha… zdecydowałem się odrzucić oferty National Geograpfic, Poznaj Świat oraz innych wydawnictw jeszcze zanim postanowiłem do nich napisać, a oni zdążyli mi odmówić. MyCork i mój blog ma to wszystko na wyłączność.

Rafał Kiryluk

Źródło ikony wpisu: fdecomite,tarvel,cc, flickr.com

7 myśli w temacie “W dorodze do Azji

  1. Jak to mówią „Do odważnych świat należy”. Swego czasu także opuściłem rodzinne strony i porzuciłem wszystko na rzecz życia w Azji i nie żałuję. Czasem warto ryzykować, Powodzenia życzę i czekam na jakieś kolejne wpisy 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz