Jak daleko jest małej mazurskiej miejscowości do Hongkongu? Aby to wyjaśnić muszę zaprosić Państwa na wycieczka do czasów mojego dzieciństwa. Z pewnością nie będzie to elektryzująca historia dziecka wychowanego na ulicy i doświadczonego wszystkimi możliwymi nieszczęściami. Mimo wszystko zaryzykuję i mam nadzieję, że obędzie się bez ziewania.

Urodziłem się na Mazurach. W miejscowości z około dwoma tysiące mieszkańców. Przez długie lata swojego życia nie zdawałem sobie sprawy z istnienia Azji, a tym bardziej Hongkongu. Cały mój Świat to była ta spora wioska, a wycieczka na małe blokowe osiedle (oddalone od mojego domu o 500 metrów) wydawała się podróżą na koniec Świata. A ściślej do jego serca, bo blokowisko jest w centrum miejscowości. Zatem mój dziecięcy umysł dopuszczał możliwość istnienia Świata o długości 1 kilometra.

Moje horyzonty stopniowo zaczęły się rozszerzać. Gdzieś w szkole dowiedziałem się, że mieszkamy w Polsce, która leży w Europie, która to jest subkontynentem Eurazji i tak dalej. Mijały lata, ja bogatszy w wiedzę coraz śmielej zapuszczałem się poza wieś. PKS zabierał mnie do Mrągowa, gdzie mieściła się moja szkoła średnia. Nawyki z PKS-owego autobus przeniosłem do autobusów miejskich, które pomagały mi dotrzeć na uniwersytet. W nich używałem przednich drzwi do wyjścia, ustępowałem siedzenia kobietom i mówiłem „dowiedzenia” kierowcy. Oczywiście kiedy zorientowałem się, że jestem jedynym postępującym w ten sposób pasażerem zaprzestałem tej kurtuazji. Gdy ostatecznie wyrwałem się z krainy tysiąca jezior i lasów kontynuując naukę w stolicy, okazało się że szlagier Boysów „Chłop z Mazur” jest elementem zbiorowej świadomościZarykuje twierdzenie, iż o wiele bardziej znany niż jakikolwiek wiersz, któregoś z polskich wieszczów. I tak, gdy padało pytanie, a w konsekwencji odpowiedź skąd jestem zaraz do moich uszu docierały słowa refrenu tejże piosenki. Na tę okoliczność mam opanowaną reakcję łańcuchową. Na twarzy rysuje się wyraz zdumienia – na znak uznania oryginalnego pomysłu powitania mnie w towarzyskim gronie. Zaraz potem jest uśmiech i śmiech. Za śmiechem natomiast kryje się grzeczność i świadomość, iż nie umiem nawet rozróżnić żyta od pszenicy. Ale nic… i tak mam lżej, niż mieszkańcy Otwocka.

I oto 2. IX moja stopa stanęła w Azji. Nauka orientowania się w środkach komunikacji miejskiej (jak i samym mieście) nie poszła w las. Hongkong ma 10 linii metra, przewożącej 4 miliony osób dziennie, z najdłuższą nitką o długości 36,5 km. Tu nie ma czasu na przepychanie się do przednich drzwi, bo pociągi odjeżdżają błyskawicznie do kolejnej stacji. Do tego kupa autobusów. Miejska dżungla.

IMG_9479

A teraz, żeby nie być gołosłownym odpowiem na pytanie z początku tekstu: Jak daleko mazurskiej miejscowości do Hongkongu? Jak się naciągnie pewne fakty to można stwierdzić, że nie tak daleko. Przez większość życia mieszkałem w owianej złą sławą „dzielnicy” o nazwie Czajna, byłem Czajnuchem i miałem pod górkę w relacjach z elitarnymi mieszkańcami Bloków (Blokersami), czy Bronksu. Ku mojemu zdumieniu Czajnuchy (nie nadaje temu słowy pejoratywnego znaczenia) nie są lubiani w innych częściach świata. Tak jest m.in. w Hongkongu, będącym autonomicznym regionem w obrębie Chińskiej Republiki Ludowej. Miasto o najwyższym wskaźniku swobody prowadzenia biznesu, światowa ostoja kapitalizmu, ceniące sobie demokrację. Nie bardzo chce się pogodzić z autorytarnymi zapędami formalnej stolicy ludowej republiki- Pekinu.

A wszystko przez Brytyjczyków i ich walkę o swobodny handel narkotykami. W XIX Chiny rządzone przez Mandżurów zezwoliły kilku przedsiębiorstwom (pozostających pod ich kontrolą) na swobodny handel z zagranicą. Brytyjczycy i Francuzi głośno protestowali. Węsząc dobry interes w swobodnym handlu z krajem Konfucjusza. Nie czuli na ich krzyki Chińczycy żądali za najbardziej pożądane produkty (herbatę, ryż, jedwab) srebra. Ograniczony dostęp do kruszcu, pchał Wyspiarzy do kombinowania. Jako że handel opium był dopuszczalny w granicach Imperium Wielkiej Brytanii kupcy mając pod dostatkiem przetworzonego maku starali się nielegalnie wymienić narkotyk na produkty pożądane. Wtenczas palenie opium było uważane za przejaw klasy. Bogaci mieszkańcy Chin dość łatwo ulegli tej modzie. Gdy cesarz wk…ł się, że coraz mniej srebra wpada do państwowej kasy, a coraz więcej mieszkańców jego kraju uzależnia się od narkotyku nakazał przejęcie i zatopienie 20 ton opium w morzu. Ówczesny światowy hegemon nie mógł pozwolić sobie na taki marnotrawco, więc zorganizował w 1839 roku kampanie „karną”. Przeszła ona do historii jako I wojna opiumowa. Armia Wielkiej Brytanii dysponowała najnowszym sprzętem i wyprzedzała pod tym względem o lata przeciwnika. Wyspiarze bez trudu zdobyli przewagę i w ciągu trzech lat zmusili cesarza do podpisania traktatu pokojowego. Hongkong został odstąpiony Wielkiej Brytanii.

4a

Obecność miłośników herbaty z mlekiem i sukcesy gospodarcze wpływały na budowanie tożsamości Hongkończyków. Zamożni mieszkańcy „pachnącego portu” (tak właśnie tłumaczy się nazwę miasta) patrzyli z góry na przybywających z głębi kontynentu pobratymców. Traktując ich jako tanią siłę roboczą. Chiński zwrot polityczny ku komunizmowi jaki dokonał się pod koniec lat 40 XX wieku pogłębił ten proces. Jednak obecność Brytyjczyków dawała poczucie bezpieczeństwa. Aż do lat 70 XX wieku, gdy rozpoczęły się negocjacje w sprawie oddania Hongkongu Chinom. Najbardziej kuriozalne rozwiązanie na jakie wpadli „Brytole” zostanie opisane niżej. Ostatecznie osiągnięto kompromis, który zakłada współistnienie dwóch systemów gospodarczo-politycznych w ramach jednego państwa przez co najmniej 50 lat. W konsekwencji czego w 1997 roku Londyn ostatecznie wycofał się z Hongkongu.

Bezsilni wobec silniejszego sąsiada i okupanta Hongkończycy musieli zaakceptować nową rzeczywistość. Jednak nie bez zastrzeżeń. W 2014 roku byliśmy świadkami buntu – aktu rzadkiego wśród społeczeństwa będącego pod silnym wpływem konfucjanizmu. Zarzewiem protestów była decyzja Pekinu w sprawie najbliższych „wolnych wyborach” szefa lokalnego rządu. Wybór miał się ograniczać do jednego z trzech kandydatów zatwierdzonych przez komunistów. Hongkończycy masowo okupowali ulice swego miasta – ku uciesze zagranicznych mediów, które mogły katować temat tygodniami. Protesty okazały się bezskuteczne, spacyfikowani mieszkańcy wrócili na uczelnie oraz do swych prac. Jeszcze bardziej szemrząc przeciw Czajnuchom.

Przygotowując ten tekst natrafiłem na dwa wątki irlandzkie. W 1987 roku angielski profesor uniwersytecki zaproponował Londynowi przeprowadzkę 5,5 mln. obywateli Hongkongu do Irlandii Północnej. Heca miała pozwolić upichcić dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze, pogrążeni w konflikcie Irlandczycy i Brytyjczycy musieliby zaprzestać walk i skupić się na integracji kilkumilionowej masy nowych wybitnie przedsiębiorczych współobywateli (ich nowym domem miały być okolice Derry). Po drugie, Londyn zaskarbiłby sobie sympatie ludzi przerażonych życiem pod jarzmem komunistycznych władz. Oczywiście wówczas nie wiedziano, iż możliwy będzie konsensus „jeden kraj, dwa systemy”.

5a

Drugi wątek kolejny raz związany jest z używkami. Mam czasem wrażenie, że spora część podróżujących Anglików lub Irlandczyków oczekuje w wizytowanym miejscu dostępu do rodzimego jedzenia i alkoholu. Brak pubu na wakacjach z Guinness’em i Full English/Irish Breakfast, których konsumpcje umila mecz Angielskiej Ligi Piłkarskiej to więcej niż rozczarowanie. Najwyraźniej nie jest to najnowszy trend. Podczas wizyty w Muzeum Historii Hongkongu w replice XIX wiecznego hongkońskiego portu wśród skrzyń prezentujących przywożone i wywożone towary reprezentacyjne miejsce zajmowała skrzynia z Guinness’em.

Rafał Kiryluk

Więcej zdjęć w wyższej jakości na: https://www.facebook.com/KiryluckiBlog

11a 1001a3a15a

5 myśli w temacie “Chłop z Mazur w Hongkongu

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s