„Czy możemy wyobrazić sobie sytuację, że w województwach podkarpackim, warmińsko-mazurskim, świętokrzyskim, podlaskim, opolskim i lubuskim nikt nie mieszka? Że te rejony, w których żyje obecnie 8,1 mln Polaków, całkowicie się wyludniają? (…) w 2060 r. liczba ludności w Polsce spadnie właśnie o blisko 8 mln – z obecnych 38,3 mln do zaledwie 30,56 mln. Wynika to z prognozy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.” [1]

Rp.pl

Będzie to jedna z wygodniejszych podróży, potrwa tyle ile zajmie przeczytanie tego tekstu i nie wymaga angażowania żadnego środka lokomocji. Nawet ja nie odszedłem od monitora, aby ją odbyć.

Miasto jakich tysiące rozsianych po całej Polsce. Nazwa nie ma tu znaczenia, tak jak nie ma znaczenia Nowy Tomyśl dla kierowcy pędzącego z Warszawy do Berlina. Ot, kolejny zjazd z drogi. Przez miasto biegnie jedna główna droga. Wita i żegna skromne przedmieście. Jednorodzinne domki, jak zwykle trochę za duże na potrzeby rodziny nuklearnej, niezgrabnie zmieniają się w blokowiska budowane w pocie czoła przez masy pracujące i oddawane w ręce ludu przez komunistycznych dygnitarzy. Centrum skupione wokół urzędu miasta, paru sklepów i kościoła. Dodajmy malowniczy las od wschodu i czyściutkie jezioro od południa dla nadaniu uroku.

1Źródło: Timm Suess. Licence CC. Wikimedia.org

2Źródło: Timm Suess. Licence CC. Wikimedia.org

Miasto w większości zasiedlone przez tych, którzy opuścili swe rodzinne wioski goniąc za marzeniami. W tych blokach, domach i nowych pracach czuli się jakby chwycili cały świat w objęcia. Posiadali luksusy, o których wcześniej nie śnili. Tym szczęściem starali się dzielić ze swoimi dziećmi i wnukami. Lecz Los tylko uśpił ich czujność, a ich marzenia miały wkrótce zostać przesiedlone.

Obecnie brak tu żywej duszy. Nie ma panów okupujących ściany sklepów monopolowych i ławeczki rozrzucone wzdłuż głównej drogi. Te z najlepszym widokiem na jezdnie można poznać było po ilości petów i łupinek pestek słonecznika. Siedzieli tam i czekali na Bóg wie co, w między czasie licząc drobne na piwo. Droga niosła wspomnienia tych co nią odjechali i nie powrócili. Oni jako najmniej skorzy do migracji odziedziczyli pozostawione w domach przedmioty, lecz tylko te które miały jakąś wartość. Ci przypadkowi miłośnicy recykling ogołocili wszystkie zakamarki opuszczonych domów. Pozbawili poręczy klatki schodowe i balkony balustrad, a zyski upłynnili i wysikali. W końcu orientując się, że całe miasto padło ich łupem, wrócili na swe ławeczki.

Taki tu spokój                                

Kiedy myślę o tym mieście, nie mogę uwolnić się od obrazu wnętrz budynków. Natura bez pośpiechu trawi to co jej wyrwano i wątpliwie darowano na przykład w postaci plastikowych okien. Podłogi przykrywa dywan kurzu oraz gruzu wymieszany z resztkami modnych kiedyś paneli. Ściany odsłaniają stalowe pręty, wraz z tynkiem odpadają miłosne napisy, opatrzone imionami i datą wizyty w opuszczonych już wówczas wnętrzach. Nabazgrane przez pary niesione miłosnym uniesieniem. Nie brakuje przekleństw, nazw zespołów piłkarskich, numerów telefonów dziewczyn nieświadomych swoich umiejętności oralnych, których pokaz jest całkowicie darmowy. Uszy nieprzywykłe do ciszy instynktownie szukają dźwięku, wyłapują każdy szmer. Szelest powoduje nerwowe spięcie mięśni i domysły. Być może to gryzonie przywykłe jedynie do obecności przedstawicieli swojego gatunku? Teraz słychać tylko szum wiatru i te poszepty w mojej głowie.

3Źródło: Luca Rossato. Licence CC. Flicker.com

Blokom wróżono 70-, może 80-cio letnią żywotność. Wytrzymały znacznie więcej, nawet dyskusję o ich szpetnym wyglądzie. Ich puste bryły świadczą o nieprzewidywalności tego świata. Przegrały z budynkami oddalonymi od nich o setki kilometrów. Dzielą je rzeki i morza. W miejscach tych raz pokochany budynek, zmusza do obdarzenia podobnym uczuciem całego osiedla. Bywa nawet, że kilku bliźniaczo podobny osiedli. Tylko numery na fasadach i samochody na podjazdach pozwalają na ich odróżnienie.

Z pewnością jakieś biuro podróży ma w swojej ofercie „wycieczki sentymentalne”. Dedykowane tym co wyjechali i pamiętają stopniowo pustynniejącej ulice. Ich przyjazdy są podróżami analogicznymi do rewizyt składanych przez Niemców na Mazurach i ścianie zachodniej przez całe lata 90. Z tą różnicą, że tu nie ma dzieci łasych na zagraniczne czekolady i cukierki. Łączy je natomiast chwilowość. Popyt będzie stopniowo malał, tak jak maleć będzie liczba tych, którzy niosą wspomnienia związane z tym miejscem.

Trochę zazdroszczę tym staruszkom odwiedzającym miasto. Ich oczom ukazują się obrazy mnie nie dostępne. Jakiś detal otwiera przed nimi cały łańcuch wspomnień, przechowywanych pieczołowicie w pamięci. Część z nich już lekko wytartych, inna część świeżych, tak jakby zdarzyły się wczoraj. Wszystkie one mające znaczenie tylko dla nich. Te prozaiczne sceny składają się na całe ich życie.

5Źródło: Roman Harak. Licence CC. Flicker.com

Płynne szczęście

Basen, amfiteatr, ścieżki rowerowe, park wszystko podpatrzone i imitujące Zachód. Tak jakby sama obecność tych miejsc miała skutkować obfitością tego co najlepiej kojarzy się z Zachodem. Cztery, lub cztery i pół krotnie lepiej – wartość ta była płynna i proporcjonalna do aktualnego kursu złotówki. Wszystko to jednak na nic. Podłogi zbutwiały, od ogrodu wkrada się zdziczała roślinność, bruk rozsadza trawa. Puste stoją sklepy i kawiarnie, przychodnia i bank, szkoły i przedszkola. Wszystko się rozpada, włącznie z pstrokatymi reklamami kaszanek oraz baleronów prezentującymi swoje walory za 7,99 od kilograma. Czas nie lituje się nad szyldem: „Importowane markowe ciuchy z Zachodu”. Najwidoczniej mieszkańcy postanowili oszczędzić odzieży drogi i sami wyjechali, aby przymierzyć je na miejscu.

Przyjechałem tu i odjadę kiedy tylko zechcę, zostawiając te pustostany i rumowiska. Jeszcze tylko ostatni rzut oka w samotności.

P.S

Adaptując kilka wersów z tekstu L.U.C i Rahima na potrzeby opowiadania… Szklane imperium Żeromskiego zyskało miano unijnych peryferii. Nie został nikt, nawet garstka wielkości naparstka.

[1] Muszę przyznać się do pewnej manipulacji. W miejscu „(…)” powinno być zdanie, które usunąłem: „Tymczasem jeśli Polki nie zaczną rodzić więcej dzieci, do 2060…”. Niestety nie pasowało mi do reszty tekstu, więc się go pozbyłem. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Niemniej jednak, jeżeli prognozy ZUS nie biorą pod uwagę problemu emigracji, to od liczby 30,56 mln trzeba odjąć jeszcze setki tysięcy tych, którzy wyjadą za granicę.

Jedna myśl w temacie “Jałowa ziemia

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s